poniedziałek, 3 lipca 2017

The Afghan Whigs - In Spades [2017]



Ten blog, o czym stali bywalcy zapewne już wiedzą, nie jest ani profesjonalnym portalem muzycznym, ani nie pretenduje do zawodowego dziennikarstwa. Bo i niby czemu miałby, skoro na tym nie zarabiam? Dlatego nie czuję specjalnej potrzeby zagłębiania się w meandry historii wszystkich opisywanych przeze mnie zespołów, ekspresowego przesłuchiwania całej dyskografii wykonawcy, który właśnie wydał interesującą mnie płytę oraz dokonywania innych generalnie chwalebnych czynów, których zapewne wymagałby profesjonalizm. Siadam do odsłuchu płyty i czasem mam się do czego odwoływać, a czasem nie. Stąd często z czystym sumieniem przyznaję się, że twórczość tego czy tamtego zespołu jest mi zupełnie obca, choć czasem być może nie powinna. Tak jest właśnie tym razem. The Afghan Whigs to formacja z około trzydziestoletnim stażem, a jednak In Spades, ich tegoroczny album – ósmy w ich dorobku – jest pierwszym, który poznałem. Obiły mi się o uszy jakieś pojedyncze utwory, mniej więcej miałem pojęcie, jakiego rodzaju muzykę zespół ten wykonuje, ale te zasłyszane gdzieś kompozycje nigdy nie przekonały mnie, żeby sięgnąć po którąkolwiek z wcześniejszych płyt w całości. Zatem moje poniższe wrażenia są absolutnie pozbawione jakichkolwiek odniesień do ich wcześniejszych płyt i jest mi z tym bardzo w porządku.

Początek jest dość niemrawy, ale wraz z pierwszymi sekundami drugiego numeru – Arabian Heights – robi się ciekawie. To zdecydowanie najdłuższy utwór na płycie (jedyny przekraczający pięć minut), ale jednocześnie jeden z bardziej chwytliwych. Dobry rytm, dynamika, niemal taneczny rytm podany na rockowo. Kierunek ten do pewnego stopnia kontynuuje Demon in Profile, choć w formie dużo krótszej. Niestety tu dobra (choć krótka) passa się kończy. Toy Automatic jest dość efektowne z gęstą aranżacją i rozmachem, ale mam wrażenie, że to zwykła pomalowana wydmuszka. Niby ładna, ale w zasadzie pod tymi wszystkimi warstwami dźwięków nie oferująca niczego interesującego. Oriole zmierza kompletnie donikąd w swojej rytmicznej monotonności, a kilka kolejnych numerów niby próbuje dodać trochę dynamiki, ale wychodzi to dość średnio. Udaje się dopiero przy Light As a Feather, które znowu nawiązuje nieco mocniej do tych rockowo-tanecznych klimatów. Ze spokojniejszych numerów zdecydowanie wybija się I Got Lost, które kapitalnie buja i choć nie jestem fanem nasączania każdego dźwięku tak sporym pogłosem, to całość prezentuje się bardzo przyjemnie, nieco w klimacie klasycznych rockowych balladek (gdyby nie ta produkcja). Również zakończenie płyty pozostawia dobre wrażenie – wreszcie jest trochę więcej ciężkiego, rockowego klimatu, który przecież niegdyś w muzyce The Afghan Whigs był ważnym elementem całości (wiem to nawet przy mojej szczątkowej orientacji w tym „terenie”). Wreszcie na koniec album poczułem w tej muzyce jakieś emocje, tylko mam wrażenie, że chyba nieco za późno, żeby ta kompozycja mogła diametralnie zmienić moją opinię o In Spades.

Nazwa grupy była mi oczywiście znana od jakiegoś czasu, ale zawsze miałem wrażenie, że jest to zespół grający muzykę, która niespecjalnie pokrywa się z moim gustem muzycznym. I w zasadzie te przewidywania przynajmniej w części się sprawdziły. Dopóki panowie grają dynamicznie i nawet trochę „do tańca” (wiadomość dla czytaczy: mrugam okiem), to jest naprawdę nieźle. Ale kiedy tylko uderzają w spokojniejsze nastroje, to robi się jakoś tak bezjajecznie i strasznie płaczliwie. Może przy tak krótkiej płycie (nieco ponad 36 minut) nie jest to aż tak bardzo dokuczliwe (kolejna zaleta krótkich albumów), ale faktem jest, że niestety ilekroć intensywność dźwięków opada, opada też u mnie… zainteresowanie tym, co słyszę. Spróbowałem, ale chyba na dłuższą metę jednak nie tego w muzyce szukam, choć kilka utworów ma szansę zostać ze mną na dłużej, a zakończenie płyty jednak lekko moją ocenę zawyża, bo sprawia, że odsłuch kończy się pozytywnie. 20 minut materiału, który przykuł moją uwagę, to jednak trochę za mało, więc raczej pozostanę przy Moonbow – obecnej grupie byłego perkusisty The Afghan Whigs, która nadaje na falach dużo bliższych moim.


1. Birdland (2:49)
2. Arabian Heights (5:08)
3. Demon in Profile (3:24)
4. Toy Automatic (2:56)
5. Oriole (4:05)
6. Copernicus (3:30)
7. The Spell (3:46)
8. Light as a Feather (3:11)
9. I Got Lost (3:21)
10. Into the Floor (4:17)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

4 komentarze:

  1. Ten blog, o czym nie wiedzą zbyt liczni niebywalcy, jest bardziej profesjonalny od wielu portali mających ambicje komercyjne. Na szczęście blog jest jak najdalszy od zawodowego dziennikarstwa, które dziś kojarzy się niestety jak najgorzej.
    A postawa recenzencka - bez przymusu i nagłego zgłębiania z obowiązku gwarantuje świeżość i autentyczność oceny i to jest prawdziwe i naturalne. Zawodowcem się jest, gdy się ma świadomość swoich ograniczeń i nie próbuje ich na siłę przeskakiwać, no i trochę talentu do tej roboty się przydaje. Dziękuj Opatrzności za te dary i rób swoje ku uciesze czytających. Amator to pojęcie kiedyś oznaczało drugie i trzecie znaczenie słownikowe https://sjp.pl/amator , które niesie wyłącznie pozytywne konteksty. Dziś na pierwszym miejscu jest znaczenie inne, narzucone tempem przemian i żądzą doskonałości a które skończyło się komerchą wciskania kitu i mówić dziś można wyłącznie o amatorszczyźnie pozującej na zawodowstwo.
    Sto tysięcy razy przyjemniej mi czytać Twoje recenzje niż pitolących głupoty pozerów-znawców najczęściej okazujących się w końcu płatnymi słupami ogłoszeniowymi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :) Tak. Amatorstwo ma te zalete, ze nie jest sie od nikogo zaleznym i nic nie MUSI mi sie podobac :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Może spróbuj jeszcze posłuchać ich poprzedniego albumu "Do The Beast"? Są tam takie kipiące od emocji muzyczne perełki jak "Algiers", "The Lottery" i "It Kills". Jeśli Ci nie podejdzie to odpuść sobie ten zespół. Jak dla mnie The Afghan Whigs to jedna z ciekawszych współczesnych kapel.

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja też się przyłączę do zachwalenia poprzedniej: http://bialafabryka.blogspot.com/2014/08/wracaj-brudny-szczurze.html

    OdpowiedzUsuń